Bieg pamięci w 40. rocznicę najdłuższego strajku stanu wojennego w kopalni Piast

Biegiem pamięci między ruchami wydobywczymi kopalni Piast-Ziemowit uczczono we wtorek 14 grudnia czterdziestą rocznicę rozpoczęcia najdłuższego strajku stanu wojennego w Polsce. Ponad tysiąc górników protestowało pod ziemią w bieruńskiej kopalni Piast od 14 do 28 grudnia 1981 r. O kilka dni krócej – do świąt Bożego Narodzenia – trwał też wówczas strajk w kopalni Ziemowit w Lędzinach.

W biegu, którego trasa wiodła od bramy Piasta do cechowni Ziemowita, udział wzięli m.in. utytułowana biathlonistka Weronika Nowakowska, piłkarz Krzysztof Bizacki czy związany ze śląsko-dąbrowską Solidarnością bokser Damian Jonak, a także górnicy, ratownicy górniczy, związkowcy, mieszkańcy, młodzież. Od świtu we wtorek elementem pierwszego dnia obchodów 40. rocznicy strajku w kopalni Piast jest też rekonstrukcja historyczna. Na ulicach pod kopalnią pojawiły się m.in. pojazdy Milicji Obywatelskiej i umundurowani funkcjonariusze oraz koksiaki, przypominające mróz, jaki panował w grudniu 1981 r. Odbywają się projekcje filmów poświęconych strajkowi (m.in. dokument pt. „Najdłuższa szychta” w reż. Wojciecha Wikarka z 2007 r. oraz nowe teledyski zespołów ?Mantra? i ?Krzywa Alternatywa?).
Poniżej przedstawiamy dziennikarską rekonstrukcję wydarzeń związanych z protestem w kopalni Piast autorstwa Aleksandry Wysockiej-Siembigi pt. ?Przeszliśmy piękną próbę?. Tekst po raz pierwszy ukazał się drukiem w ?Magazynie PGG? w 2017 r.
?Przeszliśmy piękną próbę?
Z informacji wydziału organizacyjnego KW PZPR 23 grudnia 1981 roku w Katowicach: (?) w śląskich kopalniach ?Piast? i ?Ziemowit? trwają akcje terrorystyczne wobec znacznej liczby górników. Aktualnie w kopalni ?Piast? nieliczna grupa terrorystów uniemożliwia opuszczenie dołu kopalni przez ok. 1500 górników. W ciągu ostatniej doby ponad dwustu górnikom mimo szykan, szantażu, przemocy fizycznej i deptania godności ludzkiej stosowanych przez zdeterminowanych awanturników związanych z KPN i KOR, udało się. (?) Instancje i organizacje partyjne oraz środowiska społeczne woj. katowickiego podejmują rezolucje, oświadczenia i listy potępiające działania grup terrorystycznych oraz jednocząc się z górnikami będącymi ofiarami bojówkarzy ?Solidarności? (?) – tak władze opisywały najdłuższy podziemny strajk w powojennej historii Polski. Od tamtego czasu minęło 40 lat. Jak było naprawdę?
14 grudnia na kopalni ?Piast? w Bieruniu, 650 metrów pod ziemią swój protest rozpoczęli górnicy. Była to przede wszystkim odpowiedź na wprowadzenie stanu wojennego. Mimo zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, wszystkich niedogodności związanych z ?życiem? pod ziemią i mimo strachu przed konsekwencjami ? nie zawahali się ani na chwilę. Dziś mimo upływu czasu uczestnicy tamtych wydarzeń doskonale wszystko pamiętają.
Dyrekcja zabroniła zjeżdżania
– Po przyjeździe na kopalnie okazało się, że coś się dzieje?. trudno było o jednoznaczne informacje, jedni mówili, że część górników została na dole i nie wyjeżdża, inni coś innego ale chwilę później parę osób z dołu wyjechało i powiedzieli, że rozpoczął się strajk, wtedy zmiana, która właśnie przyjechała do pracy, postanowiła do nich dołączyć. Ja też byłem w tej grupie. Po przyjściu na nadszybie okazało się, że szyb jest zablokowany a dyrekcja zabroniła zjeżdżania. Poszliśmy wtedy w grupie ok. 100 osób do gabinetu dyrektora, jego nie było, był główny inżynier, zażądaliśmy na piśmie , tego że nie możemy zjechać na dół. Oczywiście nie mógł czegoś takiego dać. Trwaliśmy przy tym, że chcemy pracować, a on na to, że nam nie wierzy, ale nie miał wyjścia? w efekcie zjechaliśmy na dół i przyłączyliśmy do strajkujących natychmiast ? wspomina Andrzej Makosz, który wtedy miał 20 lat.
Chwilę wcześniej, gdy w ?poczekalni? na podszybiu zgromadziła się spora grupa górników czekających na wyjazd, Stanisław Trybuś, elektryk z mysłowickiego PRG, pracujący wtedy na ?Piaście? wszedł na ławkę i zaczął apelować do kolegów, że nie można tak po prostu zgodzić się na to, żeby aresztowano ich kolegów ? związkowców. W pierwszej kolejności poparli go pracownicy mysłowickiego PRG, którzy stwierdzili, że nie wyjadą na powierzchnię. Reszta tez dołączyła. Jak mówią dziś przywódcy protestu, był on spontaniczną, ale w pełni świadomą i dobrze zorganizowaną formą obywatelskiego oporu. Nie mógł być oczywiście zaplanowany bo wprowadzenie stanu wojennego zaskoczyło wszystkich.
Stan wojenny rozpisany jak partytura
– Musimy pamiętać, że ?Solidarność? była nie tylko związkiem zawodowym, ale też potężnym ruchem społecznych, liczyła jesienią 1981 r. prawie 10 milionów ludzi. Wydawało się, że jest to siła, która przy pomocy pokojowych metod jest w stanie oprzeć się władzy i zmusić je do ustępstw. Ten model działania, wypracowany w sierpniu 1980 roku, był wynikiem doświadczeń zdobywanych przez społeczeństwo przez kilkadziesiąt lat istnienia PRL, (?) Jednak te wszystkie założenia w momencie wprowadzenia stanu wojennego stanęły pod znakiem zapytania z powodu skali i represyjnych metod zastosowanych przez komunistyczne władze. Operacje stanu wojennego rozpisali oni jak dobrą partyturę. Celem było szybkie wyeliminowanie najważniejszych liderów ?Solidarności? i szeroko pojętej opozycji, ludzi, którzy mogli animować i kierować oporem. Dzięki internowaniom, zastraszeniu społeczeństwa w zasadzie się to udało. W ciągu kilku dni pod kluczem znalazło się kilka tysięcy osób. Trwały internowania, prowadzono akcję rozmów ostrzegawczych, podczas której nakłaniano do podpisywania tzw. deklaracji lojalności. To wszystko spowodowało, że strajk powszechny nie doszedł do skutku. Natomiast część załóg zareagowała na wprowadzenie stanu wojennego i represje wobec związkowców oporem. Tak właśnie było w kopalni ?Piast? – mówi dr Jarosław Neja z Instytutu Pamięci Narodowej.
Oczywiście stało się coś, co przelało czarę goryczy. 13 grudnia internowani zostali zastępca przewodniczącego Komisji Zakładowej ?Solidarności? z ?Piasta? Eugeniusz Szelągowski oraz przewodniczący takiej samej struktury przy mysłowickim Przedsiębiorstwie Robót Górniczych (wtedy na ?Piaście? też pracowali górnicy z PRG) Stanisław Dziwak.
Po kilku godzinach władze kopalni poprosiły o ?pomoc? pięciu działaczy ?Solidarności? z kopalni. Mieli zjechać na dół i przekonać strajkujących do wjazdu na powierzchnię. Początkowo 14 grudnia w proteście pod ziemią uczestniczyło ok. 300 osób, które nie chciały wyjechać na powierzchnię. Do godz. 17.00 tego dnia w cechowni zgromadziło się już 1.5 tysiąca górników. Wtedy na dół zjechali: przewodniczący Komisji Zakładowej związku Wiesław Zawadzki oraz trzej członkowie jej prezydium: Andrzej Machalica, Andrzej Oczko i Adam Urbańczyk. Towarzyszył im nadsztygar Zbigniew Bogacz ? członek Krajowej Komisji Koordynacyjnej Sekcji Górnictwa NSZZ ?Solidarność?.
– Misja ta okazała się w gruncie rzeczy próbą ?wyciągnięcia kasztanów z ognia? rękami działaczy ?Solidarności? ? ocenia to dr Jarosław Neja.
Wszyscy zostali na dole
W efekcie wszyscy zostali na dole. Zresztą nie mogli się zachować inaczej. Próba przedstawienia stanowiska dyrekcji spotkała się ze zdecydowanym oporem, gwizdami i wyzwiskami ze strony strajkujących.
Tymczasem w trakcie pertraktacji na dół zjechali pracownicy nocnej zmiany. Ryzykując zdrowie i życie drabinami i windą szybu osobowego przedostało się tam dodatkowo z położonego wyżej poziomu 500 metrów kolejnych kilkaset osób. W nocy z 14 na 15 grudnia strajkowało już pod ziemia ponad 2000 górników.
– Media oczywiście pisały same kłamstwa, nikt nikogo na siłę tam nie trzymał. Zdecydowaliśmy wspólnie, że raz na dobę będzie można wyjeżdżać na powierzchnię, jeśli ktoś chciał, źle się czuł lub z innych powodów, nikt mu tego nie zabraniał. Nie było żadnego terroryzowania ani lania wodą ? jak podawały media ? opowiada Stefan Czardybon, uczestnik strajku na ?Piaście?. Pan Stefan też był jednym z młodszych górników, miał wtedy 21 lat. Był i jest zresztą osobą bardzo wierzącą. To on wraz z kolegą Jankiem Żakiem chodzili wśród strajkujących górników z obrazem św. Barbary, żeby się modlić.
– Najpierw nie każdy był jakoś tak przekonany do takiej formy modlitwy, ale już po paru dniach wszyscy na nią czekali, dawała siłę i moc, a to było najbardziej potrzebne ? mówi pan Stefan.
Na wieść o strajku wszyscy koledzy, którzy już nie mogli zjechać na dół oraz rodziny górników zaczęły na kopalnie zwozić jedzenie.
Od Wigilii władze ograniczyły dostawy jedzenia
– Na początku było bardzo dużo wszystkiego, tak dużo, że nigdy w życiu tyle jedzenia nie widziałem. Tak było aż do Wigilii, potem władze kopalni zaczęły ograniczać nam już dostawy jedzenia. Momentem krytycznym była właśnie Wigilia. Wtedy trochę kolegów wyjechało z kopalni. Wiadomo, rodziny, czasem już zdrowie nie pozwalało, ale większość została i przetrwała Święta. Władze też z w różny sposób próbowały ?wydostać? ludzi z kopalni. Ja pewnego dnia dostałem paczkę z ubraniami, a w niej list z wiadomością o ciężko chorym ojcu. Zorientowałem się jednak, że coś jest nie tak, bo charakter pisma nie pasował do nikogo z mojej rodziny ? wspomina Andrzej Makosz. Do górników na dół zjeżdżali lekarze, którzy badali strajkujących oraz księża.
– W trzecim dniu protestu górnicy zaprosili do siebie księży. W środę przed południem zjawił się u mnie ich delegat z prośbą o przybycie na kopalnię. Rzecz jasna, że nie mogłem samodzielnie podjąć decyzji. Wraz z ks. dziekanem Eugeniuszem Świeżym udaliśmy się do Katowic. Biskup Herbert od razu wyraził zgodę, proponując by zabrać ze sobą także bieruńskiego proboszcza ks. Bronisława Kuczerę. Prosił, by przekazać górnikom jego biskupią troskę o bezpieczeństwo ich samych oraz ich rodzin. W godzinach wczesnego popołudnia, w towarzystwie delegacji strajkujących, zjechaliśmy na dół. Wśród górników przebywaliśmy około 7 godzin. Do skupisk górniczych przewożono nas kolejką, służącą do transportu urobku. Górnicy śpiewali pieśni adwentowe i kolędy, my zaś kapłani kolejno przemawialiśmy, udzielając im zbiorowego ogólnego rozgrzeszenia. Rozgrzeszenie takie daje się w przypadku niebezpieczeństwa śmierci, np. żołnierzom w czasie działań wojennych. Górnicy także byli zagrożeni taką możliwością. Wizyta na dole była dla nas przejmująca. Byliśmy pełni podziwu dla determinacji, hartu, odwagi i wiary górniczej braci. Warunki, w jakich przebywali przez dwa tygodnie, były nie do pozazdroszczenia. Pamiętam strumienie zasolonej wody, płynącej wzdłuż wyrobisk i chodników. Pamiętam te bose stopy i nie wysychające onuce, bo wyschnąć nie mogły z powodu wielkiego zasolenia. Czuję jeszcze wilgotne i zarazem ciepłe powietrze, tworzące charakterystyczny zaduch. Ale przede wszystkim pamiętam liczne zmęczone twarze, w których łatwo było odczytać robotniczą zawziętość i wiarę w zwycięstwo. Nie zapomnę nigdy tych górniczych łez. Prawdziwy mężczyzna nie płacze, a jeśli już płacze to znaczy że zwycięży, bo sprawiedliwość jest po jego stronie. Mężczyzna zawsze płacze z sensem! ? wspomina dziś ksiądz Franciszek Resiak z Tychów.
Odpowiedzialność i dyscyplina
Historycy i badacze tamtego okresu zwracają uwagę jeszcze na sprawę dyscypliny i poczucia odpowiedzialności za kopalnię. To, że wśród strajkujących znalazły się osoby z dozoru okazało się bardzo przydatne. Skrajnie niesprzyjające warunki, wymuszały dyscyplinę i odpowiedzialność za swoje miejsce pracy. Każdego dnia górnicy wykonywali prace zabezpieczające (odświeżanie ścian, odwadnianie chodników i wyrobisk) i dzięki temu nie tylko utrzymano bezpieczeństwo przebywających tam, ale też nie pozwolono na to, aby kopalnia poniosła poważne straty materialne. Całością tych prac kierował Zbigniew Bogacz.
28 grudnia 1981 roku na powierzchnię wyjechało 1090 górników. Uznano, że dwa tygodnie to już wystarczy, żeby pokazać, o co się walczy. Chociaż byli i tacy, którzy mówią, że można było strajkować dalej. Jednak osiągnęli to, co zamierzali, czy to dużo czy mało… Każdy, kto choć raz był na dole w kopalni, wie, jakie trudne i nieprzychylne dla człowieka tam panują warunki.
Po dwóch tygodniach górnicy z ?Piasta? wyjechali. Z relacji świadków ale i samych górników dowiadujemy się, że wyjeżdżali zmęczeni, ale nie pokonani, wyczerpani, ale nie zgaszeni ? a wręcz przeciwnie.
Śpiew tłukł się w rurze szybowej
Z relacji Zbigniewa Bogacza: – O godzinie 19.00 rozpoczął się systematyczny regularny wyjazd. Cześć ludzi płakała, bo zostawiła tam na dole cząstkę swego życia i była załamana, że nie przyniosło to takiego konkretnego efektu, zwycięstwa. Ta pierwsza klatka kiedy ruszyła, tych osiemdziesięciu ludzi śpiewających Boże coś Polskę i Hymn Narodowy. Słychać było ten śpiew, bo tłukł się przez cały czas wyjazdu w tej rurze szybowej. Niezapomniane wrażenie. (?) Miałem świadomość: myśmy siedzieli bardzo długo , myśmy walczyli o coś, a osobiście miałem olbrzymią satysfakcję dlatego, że nikt nie zginął, a przy tym kopalnia po strajku została jako zakład oddana nie zniszczona. Te dwie rzeczy się wtedy liczyły. Bo przeszliśmy piękna próbę?
A potem przyszła PRL-owska rzeczywistość… Andrzej Oczko i Adam Urbańczyk ( prezydium Komisji Zakładowej ?Solidarności?) w latach 80. wyemigrowali do USA. Nie mieli wyjścia. Pomimo tego, że zostali przez sąd uniewinnieni, Służba Bezpieczeństwa nie dawała im spokoju. Nie mogli znaleźć nigdzie pracy, tajnymi współpracownikami ?nie uśmiechało im się zostać?, coraz częściej i dotkliwiej nękani przez SB, w końcu z rodzinami wyjechali z kraju.
A wystarczyło podpisać oświadczenie…
– W tamtych czasach zwolnienie dyscyplinarne miało ogromne konsekwencje. Niezaliczenie lat pracy do emerytury, utracenie wszelkich świadczeń socjalnych, urlopu, świadczeń z tytułu Karty Górnika, a także zwrot wszelkiego rodzaju pożyczek, np. pożyczki dla Młodych Małżeństw na modernizacje mieszkania , które były normalnie umarzane po pewnym czasie ?nienagannej? pracy. Pod koniec stycznia 1983 po kolejnej odmowie podjęcia współpracy, nakazano mi zwolnić się samemu bo ?już dawno powinienem wyjechać? ? nie pomogło tłumaczenie że jeszcze nie wszystko jest załatwione ? więc napisałem prośbę o zwolnienie w dniu 18.02.1983. Ale żeby jakoś przeżyć do wyjazdu, proboszcz parafii w Oświęcimiu zatrudnił mnie przy budowie nowego kościoła św. Maksymiliana Kolbe i pracowałem tam do momentu wyjazdu, to jest do końca maja 1983. Jednak do końca życia będzie mnie dręczyła myśl, że można było tego wszystkiego uniknąć. Wystarczyło podpisać oświadczenie i zostać tajnym współpracownikiem… z dumą jednak mogę powiedzieć: byłem? i do dzisiaj jestem górnikiem z kopalni Piast z twardym kręgosłupem ? mówi Adam Urbańczyk.
W odezwie dyrektora kopalni Czesława Gelnera, czytamy: GÓRNICY KOPALNI ?PIAST?! Nie pozostawajcie dalej poza ziemią. W kraju panuje spokój, wszyscy pracują. Przerwijcie strajk! Zbliżają się Święta Bożego narodzenia. Czekają na Was wasze rodziny. Nikt zmuszony do strajku nie będzie ukarany!
Zatrzymywani przed dojściem do domu
Gdy skończył się strajk, górnicy jeszcze do domów nie dojechali a już rozpoczęły się zatrzymania przez Służbę Bezpieczeństwa. Jednak dyrektor napisał prawdę ? ukarani zostali ci, którzy nie byli zmuszeni do strajku ? a że byli to wszyscy?
Andrzej Oczko tak wspomina czas po strajku: – Po wyroku uniewinniającym parę godzin później esbecja pojawiła się w domach i zaczęły się nowe aresztowania i wywózki do obozów dla internowanych. Po wyjściu z obozu , bez możliwości powrotu do pracy na dole, po wielokrotnych bezprawnych aresztowaniach na 24/48 godzin zgodziłem się wreszcie na wyjazd z paszportem w jedną stronę. Żona była psychicznie wykończona ciągłymi rewizjami, sama też straciła pracę. Esbecja nachodząc ją straszyła, że odbiorą nam syna gdy ona też pójdzie siedzieć za pomoc strajkującym. Podczas strajku moja żona zajmowała się zbieraniem żywności, która była posyłana do nas na dół.
Pierwszych zatrzymań uczestników strajku dokonano już po jego zakończeniu w godzinach wieczornych i nocnych 28 grudnia. Wiesława Dudzińskiego zatrzymano już o godz. 20.00. Godzinę później w areszcie byli: Andrzej Machalica i Andrzej Oczko. O północy zostali aresztowani: Zbigniew Bogacz i Wiesław Zawadzki. Tego samego wieczora zostali zatrzymani: Henryk Tabiś, Kazimierz Damm, Krzysztof Młodzik, Franciszek Kubielas, Grzegorz Kozak. Nazajutrz aresztowano kolejne osoby: Henryka Mazura, Czesława Ziomka, Jana Gurtmana (29 grudnia 1981), Józefa Palkę i Andrzeja Kajtocha (30 grudnia 1981). Listę zatrzymanych zamykali Stanisław Paluch (4 stycznia 1982) i Adam Urbańczyk (6 stycznia 1982).
Niewinni i internowani
Niepowodzeniem zakończyły się poszukiwania Stanisława Trybusia ? rzeczywistego inicjatora strajku. Śledztwo w sprawie strajku trwało do 7 stycznia 1982 roku. Rozprawa rozpoczęła się 25 stycznia a ogłoszenie wyroku nastąpiło 12 maja 1982 r. o godz. 13.00. Sentencja wyroku ujęta została w dwóch zdaniach: sąd ?postępowanie karne przeciwko oskarżonym (?) o czyn polegający na tym, że (?) uczestniczyli w strajku ? na zasadzie art. 11 pkt. 3 kpk ? (?) umarza, albowiem sprawcy ci nie podlegają orzecznictwu sądów wojskowych za wyżej wymienione wykroczenia; uniewinnia oskarżonych Zbigniewa Bogacza i Wiesława Zawadzkiego od zarzutu popełnienia przestępstwa z art. 48 ust.2 dekretu z dnia 12.12.1981 o stanie wojennym?.
Strajkujący zostali więc uniewinnieni, ale jak było później, wiemy?