Przebiegł maraton na Antarktydzie i tym samym kierownik gospodarki materiałowej z kopalni Mysłowice-Wesoła Ireneusz Niezgoda zdobył Koronę Maratonów Świata. Był jedynym Polakiem, który wziął udział w tegorocznym „White Continent Marathon” i jednym z dwóch Europejczyków. Maraton rozpoczął się 22 stycznia około 20.00, a zakończył 23 stycznia nad ranem.
– W stu procentach trafiliśmy w okno pogodowe. Jednak bieg był bardzo trudny, wylądowaliśmy na Antarktydzie około 19.00 a już o 20.00 zaczęliśmy bieg. Wtedy jeszcze było jasno, a ciemna noc trwała tak naprawdę około 2 godzin, kiedy to biegliśmy z lampami czołowymi. Było dość zimno i wietrznie, a trasa była bardzo kamienista, zmarznięta i w niektórych miejscach błotnista. Biegliśmy w niecce, a na jednym i drugim końcu, był dość ostry, długi wyczerpujący podbieg. To był tak naprawdę 2 kilometrowy odcinek, który trzeba było pokonać 21 razy w tę i z powrotem – opisuje Ireneusz Niezgoda.
W „White Continent Marathon” wzięło udział ponad 40 osób z całego świata. Z Europy oprócz pana Ireneusza Niegzody w wydarzeniu uczestniczył ks. Tobias Breer z Duisburga z zakonu Norbertanów, który bieg połączył ze zbiórką pieniędzy na rzecz dzieci niepełnosprawnych. Nasz maratończyk zaprzyjaźnił się z zakonnikiem.
Baza mieściła się w Punta Arenas w Chile, gdzie zawodnicy czekali na odpowiednie okno pogodowe, by dolecieć na Wyspę Króla Jerzego. Obecnie na Antarktydzie jest lato i temperatury sięgają nawet około zera stopni. Trwają dni polarne. Pogoda mogła się w każdej chwili diametralnie zmienić i uniemożliwić bieganie. I tak się stało, ale dopiero, gdy zawodnicy wrócili do bazy, na Antarktydzie zaczął wiać wiatr z prędkością 100 kilometrów na godzinę.
Antarktyda to już 7 kontynent na którym Ireneusz Niezgoda przebiegł maraton. – Spełniłem swoje sportowe marzenie – podkreśla maratończyk.
Ireneusz Niezgoda zaczął biegać 13 lat temu, kiedy z powodu kontuzji nogi, nie mógł już grać w piłkę. Od tego czasu wziął udział w kilkudziesięciu maratonach w różnych częściach świata, między innymi: w Nowym Jorku, w Paryżu, w Sidney, Berlinie, Rio de Janeiro czy w Marrakeszu. W niektórych wyprawach towarzyszy mu córka, którą zaraził miłością do biegania.
– Po 33 km przychodzi taki moment ogromnego zmęczenia, kiedy mam ochotę zrezygnować. Ale biegnę dalej. W tym maratonie było bardzo ciężko. Natomiast widoki zachodzącego nieschodzącego słońca były tak piękne, że wynagradzały cały trud– wyjaśnia Ireneusz Niezgoda.
fot. archiwum Ireneusza Niezgody